Proponuję wprost, by dobić każdego żyjącego weterana Wojny Obronnej z września 1939 roku, w celu odciążenia pracy polskich urzędników. Weterani i ich problemy zawracają głowę ludziom, którzy nie mają czasu i ochoty spamiętać jakiś tam historycznych pierdół i w ogóle "wybierają przyszłość".
Pod koniec listopada zmarła w Londynie stalinowska prokurator wojskowa Helena Wolińska. Do roku 2006 korzystała z uprawnień emerytalnych przysługujących funkcjonariuszom służb mundurowych. Żyją dalej np. Adam Pietruszka czy Grzegorz Piotrowski, którym do emerytury zaliczono okres odsiadki za udział w zabójstwie księdza Popiełuszki (sic!).
Dlaczego o tym piszę? Głównie dlatego, że niewielu z Państwa zapewne ogląda tak niszowy program jak "Misja specjalna".
Otóż nie wiem, czy macie Państwo świadomość, ale nie uzyskują uprawnień do emerytury wojskowej ci oficerowie i żołnierze, którzy nie przesłużyli 15 lat w armii. Oznacza to, że jeśli ktoś wstąpił w szeregi Wojska Polskiego w 1935 roku, walczył w 1939 roku i ew. dalej, ale nie chciał wstąpić w szeregi LWP, na dostanie wojskowej emerytury nie ma szans.
Pewnie spytacie Państwo dlaczego ma ją dostać, skoro obrona Ojczyzny jest obowiązkiem powszechnym? Ano choćby dlatego, że pomimo powszechnej świadomości tego obowiązku, nie wszyscy poszli go wykonać. Dlatego, że mówiąc kolokwialnie nie każdy ma tyle "jaj", by ruszyć się z ciepłego fotela i ryzykować życiem za wolność i życie innych. Może też dlatego, że ludzie ci przez kilkadziesiąt lat istnienia PRL byli szykanowani za wykonanie tego obowiązku. Jednych zamykano w więzieniach i w podzięce za narażanie życia wyrywano paznokcie, łamano kości, pojono terpentyną. Innych po prostu zwalniano z pracy bez możliwości zatrudnienia upadlając jak tylko się da.
W II Rzeczypospolitej powołano specjalną formację weteranów powstania styczniowego, z własnym mundurem, przywilejami etc. Cieszącą się szacunkiem i uznaniem władz. Dzisiaj każde składanie kwiatów przy uroczystościach patriotycznych oznacza niekończący się korowód rozlicznych polityków, a gdzieś na końcu, zmęczeni długim staniem drepczą ledwo żywi weterani, rodziny katyńskie, więźniowie polityczni.
Oczywiście na trybunę ich się nie zaprosi, bo muszą się tam zmieścić politycy i oficjele z małżonkami. Muszą pogadać o pierdołach podczas składania wieńców czy grania hymnu, robiąc wrażenie potwornie znudzonych. W ostatnie "Misji specjalnej" można było posłuchać o 95-letnim weteranie Września, majorze WP, którego oczywiście nie zaproszono 11 listopada na uroczystości w W-wie. Jest jednym z ostatnich żyjących oficerów przedwojennej promocji. Ale zamiast tego na trybunie honorowej stało stado znudzonych notabli, którzy przez 5 minut nie umieją przestać plotkować i zachowywać sie godnie.
Innego weterana nasza dzielna policja odwiozła z uroczystości, bo ten chciał się dostać na trybunę honorową bez zaproszenia. Oczywiście stopień pułkownika i bycie kawalerem kilku orderów nie upoważnia do niczego. Kiedy Wieniawa pełnił obowiązki komendanta Miasta i Placu Warszawy stanął przed nim oficer ,którego za przewinienie regulaminowe przyprowadził żandarm. Oficer był kawalerem Virtuti Militari. Wieniawa udzielił oficerowi nagany, ale jednocześnie zastanawiał się dlaczego nikt nie obił żandarma za prowadzenie oficera jak pospolitego przestępcy. Policjantów nikt nie obił, pewnie im pogratulowano godnego zachowania w ochronie polityków, którym groził staruszek w mundurze. O szacunku dla munduru pewnie ich nie uczyli.
Można by tak długo i o wielu rzeczach. O Departamencie Wychowania i Promocji Obronności w MON, który jest wygodną synekurą dla paru oficerów o PRLowskich rodowodach, mających pojęcie o tradycjach polskiego oręża takie, jak ja o kulturze Eskimosów. Im zapraszanie weteranów nie na rękę.
Można o dzielnych bojownikach o prawa człowieka takich jak prof. Zoll, prof. Hołda czy prof. Sadurski, którzy godzinami będą teoretyzować o Rawlsie czy Kelsenie. Ale ludzi nie widzą, bo przecież ludzie psują ich piękne teorie. I nie ma nic niestosownego w tym, by honorować przywilejami kreatury i morderców, a weteranów skazywać na liche utrzymanie.
Mozna o dziennikarzach, którzy w większości uważają takie tematy za tak nudne, że niewarte uwagi. Tylu ich jest na S24, Leski, Janke, Osiecki, Śmiłowicz. Same tuzy! A słowo starszym ludziom poświęcił tylko (przepraszam wrażliwe uszy, że wymieniam tytuł) podły, katolski "Nasz Dziennik".
Można wreszcie mówić o urzędnikach, którzy twierdzą, że nie potrzeba dokonywać zmian w prawie, bowiem proces legislacyjny trwa długo, a zainteresowani sami wymrą.
Można. Tylko od tych podłości mnie już zatyka.