Kiedy w 1815 roku, po Stu Dniach Burbonowie neapolitańscy ujęli Joachima Murat (z łaski Napoleona byłego króla tegoż Neapolu) postanowili się go pozbyć, jednak starali się nadać swojemu życzeniu pozory praworządności. Dlatego też postanowiono przeprowadzić proces ww. Joachima M., by winę oraz wyrok orzekł sąd, w zasadzie niezawisły. Niemniej jednak z tą niezawisłością musiało być trochę na bakier, bowiem dekret królewski o powołaniu sądu składał sie z dwóch punktów, brzmiących mniej więcej tak:
1) Generała Murat osądzi sąd w składzie wyznaczonym przez ministra wojny.
2) Skazańcowi przysługuje tylko 15 minut na posługę religijną.
Oczywiście któś mógłby argumentować, że na pewno nie zmieniało to nic w neapolitańskim prawie, nie sugerował (broń Boże) żadnych rozwiązań, a ta posługa religijna została tam wpisana na wszelki wypadek, by chronić prawa skazanego, gdyby "niezawisły" sąd jednak zechciał wymierzyć mu tzw. kaesa.
Sytuacja ta przypomniała mi się kiedy obejrzałem wypowiedź ministra ds. cyfryzacji, pana Boniego. W jakże ciepłych słowach wyjaśnił on, że rząd się pomylił, nie wysłuchując społeczeństwa, co zamierza uczynić teraz, żarliwie przekonując do swego pomysłu. A tak na wszelki wypadek, to nasz ambasador podpisze 26 stycznia w Tokio ACTA, bo przecież nie zmieni ona nic w polskim prawie. Być może Państwu również nasuwają się pewne podobieństwa pomiędzy oboma sposobami działania władzy. Bo mnie bezustannie.
Ferdynand I Burbon, który był królem z Bożej Łaski miał chociaż skąd czerpać poczucie o własnej wyższości. Nasza władza ma ciągle oblicze kierownika szatni z filmu Barei, który mówi:
"- Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?"